Rozmowy o różach
Piotr Szustakiewicz: Grono ludzi patrzących bardzo życzliwie na róże jest naprawdę całkiem spore i myślę, że znacznie liczniejsze niż tych psioczących :). Mam też taką obserwację z wizyt na forach i w witrynach ogrodowych, że o swoich różach najczęściej mówi się w samych superlatywach, natomiast w odniesieniu do róż których się nie ma, to krytyka przychodzi łatwo. Ja opisuję tutaj wprawdzie tylko mój różany inwentarz, ale też jestem jak najlepszego zdania o wszystkich, w tym też takich znanych mi tylko z czytania i fotografii. Jednakże też widzę, kiedy róże są zaniedbane, prowadzone bylejak. Czasami aż trudno zdzierżyć, kiedy to widzi się taki opłakany stan rzeczy :).
To prawda, liście róż potrafią się mienić kolorami jesieni niczym klony czy oczary. Najładniej wybarwiają się naturalne, one też wyróżniają się w ilościach owoców pozostających na krzewach aż po styczeń i później. Niemniej, warto nie ciąć kwiatostanów już od początku września i też w innych grupach. Zawiązywanie nasion poza gatunkami dziko rosnącymi nigdy nie jest do końca przewidywalne i może przytrafić się każdej z odmian. Przykład z mojego ogrodu i zupełnie koralowa "Nuits de Young" (Jean Laffay, Francja, 1845) – ostatnia dekada października 2015 roku, a w owocach była już od połowy września...
Bardzo ciekawym projektem jest Instytut Polska Róża, bo i owoce róż poza swoistym pięknem posiadają doskonałe walory odżywcze. Sama uprawa Rosa rugosa jest całkowicie bezproblematyczna, wystarczy znaleźć miejsce w ogrodzie 2m x 2m i już w pierwszych latach zbierać płatki na konfitury, a owoce na przetwory i syropy.
Pozdrawiam
(Grudzień 14, 2015)
Marek Moch: Niesamowita ta Nuits de Young!! Ja mam mchową Blanche Moreau, kto wie może w przyszłości i jej zdarzą się tak piękne "mchowe" owoce. Co do R. rugosa, to przyznam się, że niedawno "poprztykałem" się z lekka z jednym guru internetowym, zwracając mu uwagę że - przynajmniej z jej "wersją podstawową" - trzeba uważać, bo bywa ekspansywna, a nie jest gatunkiem rodzimym. I nie rozmnaża się tylko przez nasiona, ale i przez odrosty. Ostatnio zauważyłem jej renesans w zieleni miejskiej. Moim zdaniem za tym może pójść fala w ogrodach prywatnych.. bo faktycznie jest ciekawa i odporna.. noo byle z głową. Co do R. canina (r. psiej) - jestem za w 100%. Nasz polski gatunek rodzimy, przy tym odporna, piękna, ma owoce etc. Podobnie jak R. rubiginosa (r. rdzawa). Ta ponoć ma nawet pachnące po roztarciu liście. Niedawno przechodziłem, po kilku latach przerwy, przez jedno z osiedli bloków w moim mieście, gdzie kiedyś mieszkałem i dostrzegłem jak bardzo rozrosła się właśnie R. canina, rosnąca tam. Przepiękna.
Jeśli zaś chodzi o rosa rugosa (róża pomarszczona), to np. na stronie szkółki róż z Radlińca k. Jarocina (szkółka p. Choduna) przy rosa rugosa Hansa jest wpis, że "róże z grupy Rosa rugosa powinny być szeroko stosowane, gdyż odznaczają się wieloma wartościowymi cechami (np. duża mrozoodporność, silny zapach, odporność na choroby, powtarzanie kwitnienia)". I to wszystko się zgadza! Ja mam zawsze tylko obawy, czy nie jest zbyt duże ryzyko, że rugosa wymknie się spod kontroli. A nie jest to gatunek rodzimy i rozmnaża się przez nasiona i odrosty korzeniowe. Gdzieś wyczytałem, że nawet z kawałka korzenia pozostawionego w ziemi roślina może ponownie odbić. Oczywiście najgorzej jest na wydmach, gdzie zasolenie sprawia, że inne gatunki nie są w stanie temperować jej zapędów, przy tym jej zasolenie nie przeszkadza. Wiem, że uprawia Pan i rugosy, co Pan o tym sądzi. O jej ekspansywności. Może przesadzam z tymi obawami. Oczywiście nie jestem przeciwnikiem jej uprawy!, faktycznie jest świetnym krzewem- ale przecież nie wszyscy są odpowiedzialni tak jak Pan. Zastanawia mnie też, czemu w pewnym momencie "zniknęła". Są na niektórych osiedlach bloków z lat pewnie 70/80 tych jej nasadzenia, na pewno to ona - liście i owoce pozwalają ją odróżnić, a potem już nie. Potem już jej nie sadzono. Czy chodziło tylko o modę? Tak jak napisałem teraz wraca, np. widziałem ją już parę razu na rondach, w środku. Pozdrawiam
(Grudzień 18, 2015)
Piotr Szustakiewicz: O ile przypatrując się poszczególnym różom można doszukać się podobnych im cech, to w przypadku "Nuits de Young" (Moss, Laffay, Francja, 1845) drugiej takiej nie znajdziemy. W kwiatach jest najciemniejszą i najmniejszą wśród wszystkich mchowych, a te jak wiadomo są same w sobie również niepowtarzalne. Ciekawa jest też w swojej nazwie, którą to zawdzięcza Edwardowi Young (1683-1763). To angielski poeta piszący bardzo sentymentalnie o życiu, śmierci i nieśmiertelności. Jego wiersze utrzymane są w bardzo tajemniczym i mrocznym nastroju. Taki jest też poemat Night Thoughts on Life (Nocne rozważania nad życiem), bardzo popularny w francuskim przekładzie, a znanym też jako Nuits de Young (Noce Younga). Kiedy się widzi bardzo ciemnej purpury kwiaty, prawie czarne w odcieniach, to nietrudno zrozumieć Laffay'a, kiedy to przyszło mu nazwać różę – jest jak poezja Younga. Tak piszę o tym, bo wzrost popularności róży w Polsce ma też swoje literackie konotacje, a to za sprawą Małgorzaty Musierowicz i książki "Sprężyna". Rola jaką odgrywa tam "Nuits de Young" jest całkiem znacząca i każdy kto czytał na pewno o tej róży będzie już pamiętał. Pisała też o niej Agnieszka Osiecka w swoim "Czytaniu o różach"... A czy słyszałeś o czarnobłękitnej róży imieniem Black Boy (Czarny Chłopiec)? / Jego (jej?) ojcem była róża Nuits de Young, zwana przez Amerykanów Old Black / Jego matka była różą Words Fair... Poza samą treścią wiersza, a w pisaniu też o "Souvenir de la Malmaison" czy hodowcy Pietro Dot, widać u Agnieszki Osieckiej również nietuzinkową znajomość róż i historii ich pochodzenia.
Same róże mchowe nietrudno darzyć szczególnym sentymentem, zachwycić może każdy ich detal w każdej porze roku. Kolejny przykład wspaniałych kolorów w owocach "Henri Martin" (Moss, Laffay, 1862)...
W gatunku, Rosa rugosa jest ekspansywna zwłaszcza na glebach żyznych. Na mniej zasobnych czy wręcz ubogich, to rozrastanie jest znacznie ograniczone. Podobnie też wpływają inne warunki, np. nasadzenia na skarpach gdzie trudno o wodę. Ale nawet i tutaj róża daje sobie radę. Do ogrodów mniejszych i nasadzeń pojedynczych zaleca się mieszańce róży pomarszczonej (Hybrid Rugosa), które rosną już nie tak silnie i nawet po kilkunastu latach nie są uciążliwe w uprawie. Wybór odmian jest bardzo duży – począwszy od "Hansa" o pokroju 2m x 1.5 m, po kompaktową "Moje Hammaberg" o wymiarach 1m x 1.25 m. Jeśli tylko chce się uprawiać ten gatunek to naprawdę można coś znaleźć prawie do każdego ogrodu. Wiele z odmian jest wiekowych, z pochodzeniem sprzed 1915 roku i zaliczanych do Heritage Roses. Ja obsadzam różami naturalnymi granice sadu, nie tworzę żywopłotu a łączę z innymi krzewami owocowymi. Im bardziej naturalne to będą stanowiska tym lepiej.
Wie Pan, na naszych rodzimych forach internetowych ogrodowych prezentowanie własnego zdania, które to pozostaje w sprzeczności z tym co mają do powiedzenia administratorzy czy moderatorzy, to zawsze jest pewne ryzyko :). Jest jakaś taka dziwna maniera odbierania tego jako zagrożenia dla ich pozycji i raczej rzadko spotyka się takich, którzy mają do tego dystans i przyjmują to dobrze. Mam za sobą kilka takich sytuacji i nie najlepsze doświadczenia z tym związane, łącznie z zablokowaniem konta :), ale z kolei mój dystans do mojej wiedzy jest wystarczająco duży, aby i tego nie brać do głowy. Jak mawia klasyk - róbmy swoje :). Ja więcej bywam na forach angielskojęzycznych, bo tam odmienność poglądów jest zawsze mile widziana, odbierana bardzo pozytywnie jako ta wnosząca ożywienie do dyskusji i jak ktoś wie coś więcej, to nie traktuje się też tego jako wymądrzania.
Ja widzę pewien problem z przemyślanymi nasadzeniami róż w naszym kraju, z prowadzeniem polityki ogrodniczej w ich propagowaniu jako odrębnego rodzaju roślin, bo i przecież tak jest. Bierze się to moim zdaniem stąd, że nie kształci się obecnie specjalistów-ogrodników na tym kierunku w naszych uczelniach, jak i w szkołach zawodowych. Kiedyś ta edukacja ogrodnicza była staranniejsza i znacznie też trudniej zdobywało się zawodowe szlify ogrodnicze, uzyskiwało uprawnienia począwszy od tych najniższych po mistrzowskie do wykonywania zawodu. To jak to z tym było chciałbym przedstawić poprzez pewien motyw różany wypatrzony przeze mnie w serialu "Droga", z 1973 roku, w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego. Wiesław Gołas gra tam rolę kierowcy i w jednym z odcinków pod jego opiekę zostaje oddana młoda dziewczyna z prowincji, córka przyjaciela, która jest dopiero co po szkole średniej i ma zdawać do chóru Zespołu Mazowsze, bo i uważa się już za solistkę. Na egzaminie idzie jej bardzo ciężko i w końcu zniecierpliwiony już egzaminator pyta, "jaką to pani kończyła szkołę?". Ona odpowiada, że technikum ogrodnicze. Ten ożywia się i mówi, że to wspaniale i aby powiedziała, kiedy należy szczepić róże "Morning Star". Dziewczyna niebyt wcześniej mająca za wiele do powiedzenia w kwestiach muzycznych, tu recytuje jednym tchem i bez zająknięcia – najlepiej właśnie teraz, bo najlepiej się przyjmują i tylko trzeba pamiętać, aby zrazy nie były zarażone. Nie było to pytanie egzaminacyjne, zasiadające w komisji małżeństwo miało po prostu własny ogród, jednakże bardzo trudne. To róża ze Stanów Zjednoczonych (Floribunda, Marsch, 1959) i nie często spotykana w uprawie w Europie. Pewnie przywieziona z amerykańskiego tournee Mazowsza :). Oczywiście to fabuła, a nie dokument i w kategoriach anegdoty ja tak o tym. Ale pewien stan rzeczy opisuje. Tak bywając od ponad piętnastu lat w różnych szkółkach, kiedy tylko spotykam ogrodnika starej daty, to zawsze mam z nim o czym porozmawiać . Natomiast z tymi młodszymi to już najczęściej nie bardzo jest ogrodniczo o czym. Zazwyczaj widzę zdziwienie jak o coś pytam o róże i w najlepszym przypadku słyszę, że muszą iść i sprawdzić sobie co tam w katalogu pisze. Niestety, ogrodnicy starej daty się wykruszają, zarówno z zawodu jak i najnormalniej z życia. Coraz bardziej nie ma kogo zapytać o "Morning Star".
Mam takie wrażenie, że na gorsze wszystko zmieniło się wraz z odejściem pokolenia Polskiego Towarzystwa Miłośników Róż. To była bardzo prężna i solidna organizacja, czwarta w Europie (po Anglii, Francji i NRF). Poza Zarządem Głównym zajmującym się m.in. organizowaniem wystaw o charakterze międzynarodowym i sympozjami naukowymi, było również kilkanaście oddziałów w całym kraju. Te organizowały liczne pokazy szkoleniowe, prelekcje (jak można przeczytać, bogato ilustrowane przezroczami :), wystawy regionalne róż ciętych i zakładały ogrody różane. I pomyśleć, że wszyscy tam pracowali bezinteresownie.
Nie ma już takich przedsięwzięć, bo i chyba nie ma komu to robić. W PTMR byli wykładowcy akademiccy, autorzy książek i znani hodowcy. To były niekwestionowane autorytety ogrodnicze, siła sprawcza i kierującą pracami towarzystwa. Kiedy tak widzę towarzystwa rosarian w innych krajach, to i najnormalniej mi brak podobnej instytucji w Polsce. Tym bardziej, że mamy tak prześwietne tradycje.
Pozdrawiam już świątecznie :)
(Grudzień 23, 2015)
Marek Moch: Witam i również pozdrawiam. Tak właśnie myślałem, że mieszańce, jak to mieszańce, są mniej ekspansywne, zachowując wszystkie zalety gatunku podstawowego. Może z czasem dojdzie do stworzenia/odtworzenia stowarzyszeń rosarian - do tej chwili trzeba robić swoje, tak jak Pan, zakładając tę stronę. Ludzie szukają wiedzy, problem tkwi w nadmiarze informacji w internecie i wymieszaniu dobrego i złego. Trzeba się namęczyć, nie wiadomo też komu ufać. Sam Pan wie, jak ja miałem wątpliwości dot. głębokości sadzenia. A ta wiedza o glinie.. też musiałem się naszukać, aby wreszcie trafić na informacje. Konkretne. Raz jeszcze pozdrawiam.
ps. Nie mogę się już doczekać wiosny.
(Grudzień 24, 2015)